„Służenie innym bez uczucia pokory jest jedynie zaspokajaniem egoizmu: zapatrzeniem się wyłącznie we własną osobę.” Mahatma Gandhi
Święta Wielkanocne i związaną z ich obchodzeniem przerwę w pracy i nauce szkolnej można spędzać różnie. I choć standardową opcją jest spędzenie tej przerwy w gronie rodzinnym, to nasza nauczycielka fizyki, p. Daria Serafin postanowiła spędzić ją inaczej, tj. wyjeżdżając do Ukrainy, aby zostać przez kilka dni wolontariuszem w „Centrum Pomocy Humanitarnej w Szegini”.
Poniżej relacja p. Serafin, opisująca wrażenia i przemyślenia w związku z tym wyjazdem:
„Wolontariat weryfikuje wszystkie założenia. W trakcie wolontariatu nawet zorganizowany człowiek musi odłożyć na bok wszelkie harmonogramy i plany. Sytuacja potrafi zmienić się bardzo dynamicznie, pojawiają się wyzwania, których się człowiek nie spodziewa, spotyka się ludzi, których w innych okolicznościach trudno byłoby spotkać, toczą się rozmowy na tematy, których w codzienności się nie porusza.
Wolontariat w „Centrum Pomocy Humanitarnej w Szegini”, w trakcie toczącej się od 24 lutego wojny w Ukrainie, to zupełnie inne doświadczenie niż wolontariaty w trakcie eventów lub festiwali. Nie da się oddać słowami ogromu emocji, które każdego dnia, w każdej godzinie towarzyszą człowiekowi wystawionemu na zderzenie z czymś znacznie większym niż on sam – po usłyszeniu pewnych historii, człowiek uświadamia sobie, jak komfortowe i stabilne jest jego własne życie w porównaniu do życia i doświadczeń innych ludzi. Przykład?
W nocy z soboty na niedzielę poznałam pewnego wolontariusza z Ukrainy. To niepozorny, zwyczajny, poza wysokim wzrostem właściwie niczym niewyróżniający się około 35-letni mężczyzna. Okazuje się, że jest doktorem astronomii. Przed wojną badał emisję fal elektromagnetycznych pochodzących ze Słońca i ich wpływ na łączność satelitarną na Ziemi. Przed wojną pracował w największym obserwatorium astronomicznym w Ukrainie, w okolicach Chersonia. Obecnie obiekt zajęty jest przez Rosjan, którzy – zgodnie z docierającymi informacjami – najprawdopodobniej rozkradają zgromadzony tam sprzęt i sprzedają go lub wywożą z Ukrainy w charakterze złomu z uwagi na rzadkie i drogie materiały metaliczne, z których zbudowany jest specjalistyczny sprzęt do obserwowania nieba. Co ten mężczyzna będzie robił po wojnie? Czy będzie miał do czego wracać? Jak długo zajmie odbudowa zrabowanego sprzętu? Czy kiedykolwiek w ogóle do tego dojdzie?
Obserwowanie pożegnań rodzin przy przejściu granicznym. Mężczyźni zdolni do walki nie mogą opuszczać kraju. Mężowie, synowie, ojcowie – oni wszyscy mogą odprowadzić swoich bliskich tylko do drzwi wejściowych budynku straży granicznej. Przed tymi drzwiami rozgrywają się prawdziwe ludzkie dramaty – to ostateczne postawienie kropki nad i dla powziętej jakiś czas temu decyzji – że kobiety i dzieci powinny wyjechać w miejsca bezpieczne. Czy te rodziny jeszcze kiedyś się spotkają? Czy te matki przytulą się jeszcze kiedyś do swoich mężów? Czy ojcowie zobaczą jeszcze kiedyś swoje dzieci? W jakim wieku te dzieci wtedy będą – minie miesiąc czy całe lata? Czy rozpoznają się jeszcze czy będą poznawać się od nowa jak obcy sobie ludzie?
Na sceny pożegnań nie da się patrzeć obojętnie. Ogarnia człowieka fala bezsilności i wściekłości – przecież to takie niesprawiedliwie! Nikt nie powinien stawać przed takimi wyborami, nikt nie powinien być zmuszony do ucieczki z własnego kraju! A jednak ci ludzie SĄ do tego zmuszeni. I jedynym zadaniem wolontariusza może być podanie kubka z gorącą herbatą/kawą lub pomoc w przeniesieniu ciężkiego bagażu. Brutalne uświadomienie sobie własnej niemocy.
Bezsilność można również odczuwać w innych okolicznościach. Jednym z zadań Centrum Pomocy Humanitarnej w Szegini jest organizowanie transportów wysyłanych do wschodniej Ukrainy, np. do Chersonia, Mariupola i innych obszarów kraju, które od wielu dni są pod ciężkim ostrzałem. Przekazywanie żywności, artykułów higienicznych, śpiworów, koców… Ale żeby przekazać to wszystko dalej, trzeba to najpierw mieć. Najprawdopodobniej z uwagi na święta wielkanocne transporty darów z Polski i innych krajów były ograniczone. W efekcie samochód dostawczy mający przewieźć paczki dla ludzi przebywających w schronie w okolicach Chersonia odjeżdża w połowie pusty. Płaczą koordynatorzy, płacze kierowca dostawczaka. Chciałoby się oddać wszystko, ale… nie ma więcej. W tym momencie po prostu nie ma więcej. Trzeba mieć nadzieję, że to, co jest, wystarczy. I trzeba mieć nadzieję, że będą kolejne transporty z Polski, które umożliwią dalsze niesienie pomocy Ukraińcom.
Wolontariuszka z Warszawy, Ania, na co dzień pracująca jako psycholog, użyła w rozmowie ze mną jednego słowa – „pokora”. Pokora stała się dla mnie mottem tego wyjazdu. Wolontariat w takim miejscu pokazuje wyraźnie, że jest na tym świecie coś więcej niż my sami. Bo łatwo jest powiedzieć, że jest się kowalem własnego losu, gdy mieszka się w kraju, w którym wojna się nie toczy – dużo trudniej jest tak powiedzieć, gdy okazuje się, że tak naprawdę jesteśmy pyłkiem w dziejach historii.
W codziennych, komfortowych warunkach pracy i życia, wyjechanie raz na jakiś czas na wolontariat wydaje się czymś dobrym, czymś szlachetnym. A na granicy poznałam ludzi, którzy rzucili wszystko, żeby pomagać. Przeorganizowali całe swoje życie – z własnej i nieprzymuszonej woli – żeby nieść pomoc.
Chciałabym móc zostać tam dłużej. Z Ukrainy wyjechałam w poniedziałek po południu. To był dzień, w którym we Lwowie spadło kilka rakiet wycelowanych w obiekty cywilne, co po raz kolejny spowodowało falę uchodźców na ukraińsko-polskiej granicy. W najbliższym czasie ten napływ będzie się tylko zwiększał. Z pewnością każde ręce do pracy w Centrum byłyby potrzebne. Moje także, ale moich już tam nie ma. Wiem jednak, że koordynatorzy i wolontariusze dadzą radę beze mnie – kosztem snu, odpoczynku, regeneracji. Kosztem własnego komfortu – i za to wszystko należy im się ogromny szacunek.
Wiem, że porównywanie się nie ma sensu, bo każdy człowiek ma własną historię i własną motywację do tego, żeby święta wielkanocne spędzić na granicy pomagając innym. Niemniej jednak, zestawienie siebie i swojej skłonności do poświęceń ze skłonnością innych, to kolejna, bardzo cenna lekcja pokory. Lekcja, której długo nie zapomnę i jestem niezwykle wdzięczna poznanym na granicy ludziom za podzielenie się ze mną swoimi historiami, które zmusiły mnie do ponownej weryfikacji tego, co wiem o sobie.”
ZS1